19 października 2013

02. "Czy wy sobie ze mnie kpicie?!"

-A czym jest to "niespodziewane"? - zapytałam, choć chyba jednak wolałam nie wiedzieć.
James zacmokał. Jak zwykle przejechał sobie ręką po włosach, poprawił okulary na nosie. Musiał stoczyć bitwę sam ze sobą, ponieważ wyglądał jakby się nad czymś wahał. W końcu jednak machnął ręką i siadł na łóżku Petera.
-No, Glizduś, jak dzisiaj spaliśmy? - spytał przesadnie słodkim głosem, siadając na łóżku przyjaciela. - Żadnych brzydkich koszmarków nie było? - łobuzersko poczochrał czuprynę Glizdogona.
Peter zagryzł wargę. Zmierzył Pottera chłodnym wzrokiem i wyciągnął rękę po poduszkę, po czym z całej siły uderzył nią twarz Rogacza. Tak. Cali Huncwoci.
Obaj wybuchnęli serdecznym śmiechem, lecz okularnik nie pozostał dłużny. Schylił się, podniósł jaśka, który spadł na posadzkę i już miał wziąć zamach gdy...
-EJ! Zobaczcie! - Syriusz podekscytowany wyglądał przez okno.
Podeszłam do niego, by zobaczyć co go tak tam zainteresowało. Przez chwilę nic nie mogłam zobaczyć, przez panującą wokół zamku mgłę, ale po minucie moim oczom ukazała się wielka, czarna dorożka ciągnięta przez sześć ciemnych koni z klapkami na oczach. Woźnica poganiał zwierzęta mocnym batem, krzycząc coś, czego nie mogłam za bardzo dosłyszeć.
-Co to? - zmrużyłam oczy. - Dyrektor nic nie mówił, że ktoś ma przyjechać...
James wepchnął się między mnie, a Lupina (który nawiasem mówiąc otworzył usta ze zdumieniem), by lepiej się przyjrzeć powozowi.
-Sądząc po ognistych malowidłach - zaczął głosem znawcy. - Musi to być Durmstrang.
-Słucham?!
-No nie mów mi, że nie słyszałaś o Durmstrangu! - zawołał oburzony Black. -Taka mądra, a podstaw nie wie! 
Spiorunowałam go ostrym spojrzeniem, lecz on tylko wyszczerzył zęby. Odchrząknął i rzekł:
-Instytut Magii Durmstrang to taki bułgarski odpowiednik Hogwartu. Moja kochana rodzinka chciała mnie tam posłać, ale na szczęście akurat wtedy trwał remont, więc rok szkolny miał się rozpocząć dopiero w grudniu, a przemiła mamuśka z uroczym tatuśkiem marzyli o tym, by jak najszybciej mnie odesłać z domu...
Wywróciłam oczami. Naprawdę miał mnie za idiotkę?
-Wiem co to jest Durmstrang! - parsknęłam. - Nie jestem głupia, Syriuszu. W każdym razie nie aż tak jak myślisz. Po prostu dziwię się, po co tu przysłali swojego wysłannika.
Milczący dotąd Remus po chwili wahania, zabrał głos. Zdawał się być dziwnie zaniepokojony.
-To nie z Durmstrangu... - krew odpłynęła mu z twarzy, tak, że teraz wyglądał jak kreda albo papier. - To łowcy wilkołaków.
Nastało milczenie. Nawet Łapa z Potterem jakby zrozumieli co właśnie powiedział Lunatyk. Stali i gapili się na niego dziwnie.
-Łowcy wilkołaków? - przerwałam ciszę. -Po co by tu przyjeżdżali?
Huncwoci wymienili między sobą szybkie znaczące spojrzenia. Inicjatywę przejął Peter.
-Lily, słuchaj... od dawna chcieliśmy ci to powiedzieć, ale jakoś nie było sposobności...
Zmarszczyłam brwi. Co chcieli mi przekazać?
-...em... bo widzisz...- Remi spuścił głowę w dół. -Ja jestem... wilkołakiem - wybąkał, uparcie wpatrując się w czubki swoich brązowych, puchatych kapci z wizerunkiem ciemnego miśka.
Przez kilka chwil analizowałam to, co właśnie powiedział mi mój kolega. Czy on nazwał siebie tym... tym stworzeniem? Do tej pory myślałam, że... że one są jedynie wytworem ludzkiej wyobraźni. Żadne dowody, które rzekomo świadczyły o ich istnieniu nie przekonywały mnie... to zwyczajnie... niemożliwe żeby Lupin był... był... tym... CZYMŚ.
-Czy wy sobie ze mnie kpicie?! - zapytałam obruszona. -To nie jest śmieszne - założyłam ręce na piersi, spoglądając na nich spode łba.
Niestety. Oni stali i patrzyli na mnie, całkowicie poważni. Żadnemu z nich nawet kąciki warg nie podeszły ku górze. Wszystko wskazywało na to, że tym razem wyjątkowo nie żartują. Do ostatniej sekundy miałam nadzieję, że może jednak James nie wytrzyma i wybuchnie wielkim śmiechem, że wplecie w ten śmiech jakąś złośliwą uwagę, na którą chłopaki zareagują rechotem, lecz nic takiego nie miało miejsca. W jednej chwili wmurowało mnie w podłogę. Chciałam uciekać, przestraszona tym, czego się dowiedziałam. Niby Remus był moim przyjacielem, był kimś ważnym dla mnie, ale... to jest przerażające.
Syriusz wywrócił oczami, najwyraźniej czytając mi w myślach.
-Jesteś głupia - mruknął. - Naprawdę. Czy ty uważasz, ze temu oto szanownemu panu Pe przez wielkie Prefekt, odbija na tyle, żeby zagryzać wszystkich w około? Po prostu raz w miesiącu w naszym towarzystwie znika do Zakazanego Lasu, gdzie wyładowuje całą swoja wilkołaczą złość na drzewach, kwiatkach i polnych królikach. Chyba, że jakimś cudem skombinujemy Eliksir Spokoju. Wtedy przemiany nie są aż tak bolesne, nie trwają długo oraz, przede wszystkim, są mniej gwałtowne, spokojniejsze. Ot, cała filozofia.
Odetchnęłam z ulgą. Może nie do końca powinnam mu wierzyć. Kto wie, czy po prostu nie okłamuje mnie w tym momencie, by nieco rozluźnić napięcie... ale w tym momencie musiałam mu zaufać. Pozostali Huncowci poparli go.
Zagryzłam wargi demonstrując swoje niezadowolenie z nazwania mnie osobą głupią. Już taka byłam. Nie zawsze naturalna, czasem wręcz biło ode mnie sztucznością, wymuszonymi uśmieszkami, fochami na siłę. Na to nic nie poradzę. Opadła z lekkim westchnięciem na zabrudzoną kanapę, na której wciąż spoczywały najrozmaitsze opakowania po słodyczach z Miodowego Królestwa. Nie chciałam już dłużej ciągnąć tej dyskusji, więc postanowiłam zacząć nowy wątek.
-Ogarnijcie wreszcie ten bałagan, co? Chyba, że przez was Gryfoni mają stracić punkty - zacmokałam. Szlabany na nich nie robiły już większego wrażenia, wobec czego musiałam odwoływać się do ich Gryfońskiego honoru. Ostentacyjnie jęknęli.
Remus pośpiesznie wyciągnął różdżkę, najwyraźniej uradowany nagłą zmianą tematu. Szczerze mówiąc ja też nie miałam ochoty o tym gadać, więc nawet mnie to zbytnio nie zdziwiło. Miałam jedynie nadzieję, że to jednak był ktoś z Durmstrangu.
-Chłoszczyść - zawołał blondyn.
Wnet wszystkie brudne, pomięte ubrania, ładnie poskładane wylądowały w szafach, bielizna zaś trafiła do szuflad w drewnianej komodzie. Wszelakie podręczniki grzecznie ułożyły się na półce, a obok nich torby z plecakami. Magazyny w równej kupce ułożone zostały na szklanym stoliku, wszystkie śmieci zniknęły, a jedzenie (te, które nie leżało na podłodze i nadawało się jeszcze w ogóle do spożycia) swoje miejsce znalazły obok czasopism.
-Gotowe - oznajmił, niewątpliwie dumny ze swojego wyczynu.
Peter zagwizdał, zaś z twarzy Rogacza zniknęło zdumienie. Teraz widniał na niej grymas pewnego znudzenia
-Phi - prychnął. -Też tak umiem - stwierdził, puszczając w moją stronę nieco łobuzerskie oczko. -A nawet lepiej.
Odwróciłam wzrok, udając, że nagle moją uwagę przykuł regał z książkami. Gdy James posyłał mi takie spojrzenie, to nie mogło wróżyć nic dobrego.
-Dobra, ja lecę chłopaki - powiedziałam. -Muszę jeszcze zrobić obchód pozostałych sypialni.
Nieco zawiedziony Potter podszedł do mnie.
-Remek nie może tego zrobić za ciebie? - spytał, obejmując mnie ramieniem.
-Teraz moja kolej - strzepnęłam jego dłoń z mojego barku, z dość dziecinnym obrzydzeniem. -I trzymaj ode mnie te łapska z daleka! - pogroziłam mu palcem.
-Mam się bać? - wyszczerzył swoje zęby z błyskiem w oku.
-Nie. To jedynie ostrzeżenie - szepnęłam wychodząc, bardziej do siebie aniżeli do niego.

2 komentarze:

  1. Kim jest zacna Jennifer Riddle? Bo ja tutaj z moim mężem Voldkiem gadałam i... no nie wiem co mam powiedzieć... Jesteś jego siostrą mam nadzieję... Muszę z nim poważnie porozmawiać!
    natropiepottera.blogspot.com
    Pozdrowienia od ciotki z obrazu!

    OdpowiedzUsuń
  2. jeeejku!
    kocham opowiadania o Huncwotach. Kocham Jily. *-*
    Naprawdę, podziwiam ludzi, którzy to piszą, bo ja nie wiem czy będę potrafiła. ;c
    ale do rzeczy, mmmm...to o tym łózku to podziałałaś na moja wyobraźnie.xd
    szkoda, że tylko dwa rozdziały i chyba nie bedziesz pisac. ;c no weź zrób come back. proooosze. ponadto, no Lily, ale nietakt z Remusem. ale w sumie mogła myśleć, że to żart,. w koncu Huncwoci.
    Mam nadzieję,że powrócisz do pisanie.
    Pozdrawiam, Kliii.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy